niedziela, 28 grudnia 2014

... i po Świętach!

Cześć wszystkim!

     Wydaje mi się, że jeszcze wczoraj latałam za prezentami, a dzisiaj już szykuję się do sylwestra. Czas leci niesamowicie szybko. Jednak pomimo, że święta minęły tak szybko, to zdążyłam wypocząć i nacieszyć się rodziną i przyjaciółmi. Oczywiście cały czas objadałam się jak głupia i nawet boję się pomyśleć, co pokaże waga :) Ponieważ pogoda dzisiaj była piękna, postanowiłam spalić trochę kalorii i wybrać się na zimowy spacer.




     A jeśli chodzi i prezenty, to Mikołaj w tym roku był bardzo hojny (albo po prostu byłam bardzo grzeczna!). Dostałam wszystko, co sobie wymarzyłam, a nawet więcej. Z kategorii kosmetycznej, pod choinką znalazłam upragnioną szczoteczkę do twarzy FOREO, moje ulubione perfumy Disel Loverdose i zestaw z żelem do mycia i mgiełką z Douglasa.


     Już mi smutno, że ten wspaniały czas już minął. Teraz tylko czekać na Sylwestra! Niestety jeszcze nie mam pojęcia, co na siebie nałożę, jak zawsze! A jak Wam minęły święta? Byłyście grzeczne w tym roku? 

Pozdrawiam,
Asia.

wtorek, 23 grudnia 2014

W oczekiwaniu na Święta Bożego Narodzenia.

Cześć wszystkim!

     Wczoraj wieczorem przyjechałam do Polski i muszę przyznać, że dopiero wtedy poczułam prawdziwą przedświąteczną atmosferę! Od razu przebrałam się w wygodne ciuchy i ulubioną bluzę mojego chłopaka, odpaliłam świąteczną playlistę na spotify i zabrałam się za dekorowanie choinki

 

     Mam wrażenie, że wiele osób w moim wieku zapomina, że nie prezenty są najważniejsze, a chwile spędzone z najbliższymi, niekoniecznie rodziną, godzinne rozmowy przy lampce wina, wspominanie starych dobrych czasów i planowanie przyszłych. W prawdzie, ubieranie choinki nie należy do moich ulubionych zadań, ale z dobrym pomocnikiem w postaci mojego chłopaka i nadzorującej mamy poszło wyjątkowo sprawnie i z dużą dawką śmiechu. W zeszłym tygodniu świetnie się bawiłam na imprezie świątecznej ze znajomymi, jutro przyjeżdża rodzina. Uwielbiam ten czas!


 

 


     Jutro pewnie nie będę miała czasu nawet usiąść do komputera, więc chciałabym złożyć Wam życzenia już dzisiaj. Wspaniałych świąt wypełnionych śmiechem i radością, spędzonych bez pośpiechu i codziennych problemów, pachnących choinką i przepysznym jedzeniem! Żebyście pod choinką znaleźli to, czego najbardziej pragniecie i nie mam tu na myśli rzeczy materialnych. A po kolacji, żeby oglądnie Kevina było równie interesujące, jak za pierwszym razem!

Wesołych Świąt,
Asia.



wtorek, 16 grudnia 2014

Lakier na wtorek #7: wydanie świąteczne, czerwień ze złotem.

Cześć wszystkim!

     Święta już za tydzień, a mi wydaje mi się, że mamy dopiero listopad. Wyjątkowo w tym roku nie mogę wprawić się w świąteczny nastrój. Dlatego stwierdziłam, że muszę sobie jakoś pomóc. Na pierwszy ogień poszły paznokcie, które jak napisałam w tytule, pomalowałam na dwa kolory, które są nieodłącznym elementem Bożego Narodzenia: czerwień i złoto!


     Mój wybór padł na czerwień od P2 Grande Dame, który pokazywałam już W KOLORACH LATA, jak widać jest bardzo uniwersalny i w lato przypomina mi kolor truskawek, a na zimę strój świętego Mikołaja. Złoto pochodzi z zeszłorocznej kolekcji limitowanej od Lovley z Rossmanna.



     Jak widzicie, postawiłam na prostotę, malując na złoto tylko palec serdeczny. Jednak pomimo, że końcowy efekt bardzo mi się podoba, to niestety wcale nie spełnił swojego zadania. Ciągle nie czuję świąt! Obiecuję sobie, dzisiaj wieczorem siadam pod kocem z moim kubikiem z reniferem, wypełnionym grzanym winem i oglądam Kevina samego w domu. Jeżeli to mi nie pomoże, to świąt  w tym roku nie będzie!



     A Wy jak prowadzacie  się w świąteczny nastrój? Wszystkie prezenty już kupione? Ja niestety jeszcze nawet nie zaczęłam szukać. Jakie kolory kojarzą się Wam z Bożym Narodzeniem?

Pozdrawiam,
Asia.

sobota, 13 grudnia 2014

Rok bez farbowania: refleksje, zmiany w pielęgnacji + recenzja sprayu rozjaśniającego Go Blonder od Johna Frieda.

Cześć wszystkim! 

     Aż trudno w to uwierzyć, ale 23 grudnia minie równy rok odkąd przestałam farbować włosy. Dużo się w tym czasie zmieniło i nie mówię tylko o stanie mojej czupryny, ale także o podejściu do ''włosomaniactwa''. (Przed przeczytaniem tego postu, polecam zapoznanie się z moimi spostrzeżeniami po czterech miesiąca bez farby KLIK)
     Przede wszystkim zrozumiałam, iż moje włosy istnieją dla mojej przyjemności, a nie na odwrót. Wcześniej chodziłam tylko w koczku, żeby nie zniszczyć końcówek, zarywałam noce, by nie iść spać z mokrymi włosami i nie suszyć ich gorącym powietrzem suszarki i unikałam szczotek, bo przecież falowanym włosom nie wolno. Momentem zwrotnym była dla mnie rozmowa z koleżanką, która strasznie zdziwiona stwierdziła, że w ogóle nie widać wysiłku, który wkładam w pielęgnację i wydawało jej się, iż moje włosy sięgają co najwyżej do ramion (prawdziwa długość to za łopatki). Te słowa uświadomiły mi, że nie po to dbam o włosy, by ciągle chodzić w koczku i podziwiać je tylko kilka krótkich chwil w domu, ale po to by były moją ozdobą na co dzień. W ten sam dzień zmieniłam prawie wszystko, co dotyczyło moich włosów.

    
     Jak pisałam w relacji z 4 miesięcy bez farbowania, z farby przesiadłam się na spray rozjaśniający Go Blonder od Johna Frieda. Gdy tylko moje odrosty stawały się za długie spryskiwałam je nim na mokro, co drugie mycie przez następne dwa tygodnie. Rezultaty przerosły moje najśmielsze oczekiwania, kolor uzyskany w ten sposób niczym nie różnił się od tego farbowanego. Do tego cała fryzura wyglądała jakbym u fryzjera zrobiła coś w stylu ombre przy głowie. Wiele z Was ostrzegało mnie przed destrukcyjnym działaniem owego spray na włosy, ja zauważyłam jedynie delikatne wysuszenie spryskanych partii. Muszę jednak zaznaczyć, że nie suszyłam rozjaśnianych partii suszarką, jak zaleca producent, a pozwalałam im wyschnąć naturalnie.
     Od trzech miesięcy nie używam również sprayu , ponieważ chcę wrócić do naturalnego koloru. Wcześniej chodziło mi tylko o poprawę statu moich włosów.


     Jeżeli chodzi o pielęgnacje, to zmieniło się prawie wszystko. Po pierwsze nie myję już odżywką, bo kompletnie tracę objętość i już na drugi dzień mam na głowie posklejane strąki. Włosy myję co drugi dzień metodą OMO. Pierwsze O to najtańsza odżywka z Balei, później delikatny szampon np. ten o którym pisałam TUTUAJ. Drugie O to jakaś odżywka z łatwo zmywanymi silikonami. Na koniec serum silikonowe na końcówki i spryskanie całych włosów Gliss Kurem. Co weekend oczyszczam włosy szamponem z SLS i nakładam nawilżającą maskę na około 30min.
     Zakupiłam również jedwabna poszewkę na poduszkę, więc często kładę się spać z wilgotnymi, rozpuszczonymi włosami i rano budzę się z idealnym push upem.


     Jak widać na zdjęciach, mój odrost to wielowymiarowy jasny blond, a końcówki bardzo potrzebują podcięcia. Niestety ciągle poszukuję fryzjera, któremu mogę zaufać i bez strachu oddać się w jego ręce.

     Wiem, że jeszcze moje włosy nie są w idealnym stanie i chyba nigdy nie będą, ponieważ nie mam do tego cierpliwości. Przede mną długa droga, do naturalnego koloru i kto wie, czy za jakiś czas znowu mi się nie odmieni. A wy ciągle farbujecie włosy, czy też wracacie do naturalnego koloru? Jak podobał się Wam mój włosowy update? Jeżeli chcecie, żeby takie posty pojawiały się na blogu częściej, piszcie w komentarzach!

Pozdrawiam,
Asia.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Lakier na wtorek #6: P2 a little dream.

Cześć dziewczyny!

     Po długiej przerwie powracam z lakierową serią na blogu. Dzisiaj będzie o kolorze, który wzbudza we mnie miłość i nienawiść i do teraz nie zdecydowałam jeszcze, czy jestem bardziej na tak, czy na nie. Mowa o lakierze marki P2 z serii LAST FOREVER o numerze 016 i niewinnej nazwie 'a little dream'. (PS. Nie zwracajcie na kolor w buteleczce, przez słabe warunki oświetleniowe, a raczej pogodowo-oświetleniowe, kolor lakieru w buteleczce jest przekłamany.)


     Kupiłam go z nadzieję, iż znalazłam dupe Essie Back in the Limo z tegorocznej świątecznej kolekcji. Niestety nic z tego, po nałożeniu wychodzą z niego cieplejsze tony i ponad to jest intensywniejszy od poszukiwanego przeze mnie egzemplarza. Jednak kiedy pierwsze rozczarowanie minęło, okazało się, że na paznokciach mam całkiem ładny kolor, który idealnie wpasowuje się w mój nastrój o tej porze roku.


     Lakier P2 wyposażony jest w grubszy od standardowego pędzelek, który znacznie ułatwia malowanie. Jednak jego formuła pozostawia wiele do życzenia. Łatwo tworzy smugi, jest dość rzadki, a do pełnego krycia potrzeba minimum 3 grubych warstw. Na szczęście szybko wysycha i już po kilku minutach można spokojnie wykonywać prace domowe. Trwałość również oceniam na plus, wytrzymał 3 dni bez odprysków i startych końcówek (dłużej jednego koloru nie noszę). Zmywa się bez problemu, nie przebarwiając płytki paznokcia ani skórek.


     Pomimo, że sam odcień jest dla mnie trochę za ciepły to i tak jestem nim oczarowana. Wcześniej nie nosiłam pudrowych róży na paznokciach i teraz nie mogę zrozumieć dlaczego! Przecież to wygląda cudownie! Gdyby jego aplikacja przebiegała bezproblemowo myślę, że odpuściłabym sobie dalsze szukanie Essie Back in the Limo. Jednak ponieważ teraz chcę również posiadać w swojej kolekcji róż w chłodnej tonacji, muszę szukać dalej.

     Może Wy macie u siebie podobny róż i możecie go polecić? Byłabym bardzo wdzięczna! Nosicie pudrowe i pastelowe róże? Czy tak jak ja wcześniej, unikacie tego typu kolorów? Jestem ciekawa Waszych opinii!

Pozdrawiam,
Asia.

piątek, 5 grudnia 2014

Filofax- czyli uczę się planowania i organizacji czasu.

Cześć dziewczyny!

     Ostatnio pomimo dość sporej ilości czasu wolnego wszystko robiłam na ostatnią chwilę, zaniedbałam bloga, ciągle byłam gdzieś spóźniona, a do egzaminów uczyłam się dzień przed. Stwierdziłam, iż muszę z tym skończyć i znaleźć rozwiązanie, które pozwoliłoby mi efektywniej planować i organizować czas. Internet okazał się bardzo pomocny i po głębszym przeanalizowaniu stwierdziłam, iż papierowy, staromodny planner/kalendarz/organizer będzie dla mnie najbardziej odpowiedni.

                                                                                                                                                                 
     Postawiłam na markę Filofax z kilku powodów. Angielski producent oferuje swoje kalendarze w kilku rozmiarach, w zależności od potrzeb. Ja wybrałam rozmiar personal, ponieważ jest wystarczająco duży i mieści wszystkie moje terminy, a jednocześnie na tyle mały i lekki, że mogę mieć go zawsze przy sobie, w torebce.
     Drugim i chyba najważniejszym argumentem było dla mnie to, iż ma on formę segregatora. Dzięki temu mogę łatwo dodać kartkę (np. podczas bardzo aktywnego tygodnia) i równie łatwo ją usunąć (np. zeszły miesiąc) i mieć przy sobie tylko to, czego naprawdę potrzebujemy, bez zbędnych kilogramów. W sieci jest również mnóstwo darmowych wkładów, do samodzielnego drukowania, więc nasz kalendarz możemy niemal całkowicie spersonalizować.


     Na dodatek Filofax oferuje mnóstwo wzorów, kolorów i dodatków do kalendarzy, dzięki czemu każdy znajdzie coś dla siebie. Ja mój egzemplarz (Domino Personal) dorwałam w TK Maxxie za około 50zł już z wkładami na rok 2015. Używam go dopiero od około dwóch tygodni i nie wypracowałam jeszcze rutyny i metody planowania, która odpowiadałaby mi najbardziej. Mimo to już zauważyłam efekty, mam więcej czasu dla siebie i po raz pierwszy projekt oddałam w  pierwszym terminie, a nie jak zawsze w ostatnim. Myślę, że za około 2/3 miesiące będę mogła więcej napisać o efektach i metodzie planowania, którą wypracuję.


     Słyszałyście już o Filofaxie? Może same używacie? Jeżeli nie, to w jaki sposób organizujecie  swój czas? Jestem wdzięczna na wszystkie wskazówki, które pomogą mi planować jeszcze efektywniej!

Pozdrawiam,
Asia.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Nowości Alterry: emulsja oczyszczająca i krem na noc z winogronem i białą herbatą.

Cześć dziewczyny!

     W blogosferze niedawno głośno było o promocji 1+1 na kosmetyki kolorowe, jednak mnie nic nie skusiło (kosmetyczna abstynencja, o której wspominałam już w poprzednim poście). Zainteresowały mnie jednak dwa nowe produkty Alterry. Mowa o emulsji oczyszczającej z granatem BIO i kremem na noc z winogronem i białą herbatą. Obu produktów używam już od około miesiąca i wydaje mi się, że mogę już coś o nich napisać.


     Zacznę od kremu na noc, którego posiadam trochę dłużej. Na opakowaniu napisano, iż przeznaczony jest o cery odwonionej. Zawiera hydrokompleks z kwasem hialuronowym, który ma nawilżyć, ekstrakt z białej herbaty zahamować starzenie, a olej z pestek winogron wygładzić skórę. Na pierwszy rzut oka, skład bardzo przyjemny, jednak uwaga na alkohol, który znajduje się już na 3 miejscu. Mi jednak nie robi on krzywdy, więc nie przeszkadza mi to.
     Krem nakłada się bardzo przyjemnie, ma świeży zapach (nie umiem go dokładnie określić, jednak najbardziej przypomina mi świeczki o zapachu białej herbaty), nie bieli i dość szybko się wchłania. Dość mocno się po nim błyszczę, ale to krem na noc, od którego nie oczekuję matowego wykończenia. Pomimo dość mocnego nawilżenia, nie przyspieszył przetłuszczania się cery w ciągu dnia.
     A teraz najważniejsze, czyli działanie! Krem świetnie nawilżył moje wysuszone policzki, nie przetłuszczając skóry w przeklętej strefie T. Działania wygładzającego i spowalniającego starzenie nie zaobserwowałam, ale wydaje mi się, że na takie efekty muszę jeszcze poczekać. Może jak zużyję całą tubkę, to coś zauważę. Myślę, że to świetny produkt, za niską cenę (około 10zł). Zdecydowanie polecam, jeżeli szukacie porządnego nawilżacza na noc.

     Emulsja oczyszczająca z granatem BIO przeznaczona jest do cery bardzo suchej. Takowej posiadaczką nie jestem, jednak produkt i tak świetnie się u mnie sprawdza. Ma on postać białego, dość rzadkiego kremu, o zapachu bardzo podobnym o słynnej odżywki do włosów z granatem. Można ją stosować na dwa sposoby: na sucho, ścierając płatkiem kosmetycznym i na mokro, po prostu myjąc nim twarz.
     Ja używam jej do porannego oczyszczania twarzy, na dwa sposoby, w zależności na co mam ochotę i czas. W obu przypadkach spisuje się bardzo dobrze, oczyszcza, nie wysuszając, wręcz nawilżając, jakby się uprzeć, mogę pominąć krem na dzień. Wiem, że wiele z Was próbowało zmywać emulsją makijaż, niestety z marnym skutkiem. Ja nawet się tego nie podjęłam, ponieważ nie w tym celu ją kupiłam,
     Podsumowując jest to dobry produkt do delikatnego oczyszczania cery w niskiej cenie (około 10zł). Jeżeli jednak szukacie czegoś do zmywania makijażu lub oczyszczania twarzy z całodziennych zanieczyszczeń, raczej powinnyście poszukać czegoś innego.


     Alterra spisała się na medal, wprowadzając na rynek oba produkty. Jestem mile zaskoczona, szczególnie, iż wcześniej zraziła mnie do siebie swoimi produktami do włosów, które w moim przypadku im po prostu nie służą.
     A Wy testowałyście już te nowości? Jakie są Wasze opinie?

Pozdrawiam,
Asia.