piątek, 13 grudnia 2013

Małe, domowe SPA dla moich stóp (i wcale nie chodzi o "magiczne" skarpetki)!

Cześć dziewczyny!

     Zima jest zdecydowanie jednym z najbardziej znienawidzonych okresów przez moje stopy. Muszą przez cały dzień kisić się w topornych, zimowych butach, a po powrocie do domu nie mogą polatać sobie na boso, ponieważ jest za zimno i ciągle muszą siedzieć w kapciach. Postanowiłam więc zafundować im odrobinę przyjemności, poprzez domowe SPA.


     I pomimo, że ostatnio w blogosferze głośno zrobiło się o "magicznych" skarpetkach złuszczających, ja postawiłam na staroświeckie metody czyli: namoczenie, wypeelingowanie, nakremowanie. A w zadaniu pomagały mi:

     Balea rozgrzewająca sól do kąpieli stóp, na saszetce jest napisane, iż można podzielić ją na dwie kąpiele, jednak tego nie zrobiłam i wrzuciłam wszystko na raz. Sól ma żółty kolor i w takim kolorze barwi też wodę, pachnie cytrusowo z nutką świątecznych przypraw (przynajmniej mi się ten zapach tak skojarzył). Rozgrzewający efekt poczułam jednak dopiero po wyjęciu stóp z miski (uczucie jakby posmarować stopy rozgrzewającą maścią) i utrzymał się on około 15min od zakończenia kąpieli.

     Yves Rocher peeling do stóp z lawendą i drobinkami pumeksu uważam za na prawdę dobry produkt. Bardzo fajnie zdziera niechciane skórki i poradzi sobie nawet z tymi twardymi na pięcie (jednak chcę zaznaczyć, iż moje stopy wyjątkowo problematyczne nie są). Do tego bardzo ładnie pachnie lawendą. Jedyna jego wada to wydajność, tubka starcza na około 6/7 użyć. Do tego kosztuje 20zł, więc dla niektórych może być to trochę za dużo. Jednak ja polecam czekać na promocje, których i Yves Rocher wiele!

     Balea krem do stóp z mocznikiem czytałam o nim wiele dobrego na wizażu i dlatego wpadł mi do koszyka. Nie jest zły, wykonuje swoje zadanie, czyli nawilża, jednak tylko przy jego regularnym stosowaniu. Do tego po otwarciu unosi się dość mocny alkoholowy zapach, który jednak znika po wsmarowaniu i zostawia nas z dość słodką, migdałową wonią.

     Po tych wszystkich zabiegach nie pozostało mi nic jak nałożyć puchate skarpetki i wskoczyć pod kołderkę z gorącą herbatą i dobrą książką!


     A Wy jak dbacie o swoje stopy? Wolicie tradycyjne metody, czy raczej stawiacie na nowości na rynku takie jak np. skarpetki złuszczające?

Pozdrawiam,
Asia.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Lakier na wtorek #4: Revlon 935 Rich.

Cześć dziewczyny!

     W ostatniej serii LNW pisałam, iż ostatnio ciągnie mnie do kremowych lakierów, co jest dla mnie totalną nowością. Jednak wszystko wróciło do normy, gdy w Hebe zobaczyłam ten lakier! Uwielbiam błyskotki, a ta moim zdaniem idealnie oddaje klimat długich i ciemnych wieczorów z szarymi porankami. Mowa o szarym brokacie od Revlon o nazwie Rich i numerku 935.


     Jest to po prostu bardzo (podkreślam BARDZO) drobny szaro-srebrny brokat. Ot niby taki prosty, jednak zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia! Uważam, iż jest idealny na tą porę roku, przez to, iż nie jest to typowe srebro, a raczej ciemna szarość (jak wczesne jesienno-zimowe poranki i wieczory).


     Maluje się bezproblemowo, chociaż przy pierwszej warstwie pojawiają się niewielkie smugi, które jednak całkowicie znikają przy drugiej. Tyle również wystarczy do pełnego krycia.


     O dziwo przy takiej ilości brokatu nie ma problemu ze zmywaniem, schodzi prawie tak łatwo jak kremowe emalie.








     Ja jestem w nim absolutnie zakochana! Jak znudzi mi się na całych paznokciach, jestem pewna, że będzie pasował do mnóstwa lakierów, do noszenia na palcu serdecznym. Na 100% jest to przyszły stały bywalec na moich dłoniach! A co Wy o nim myślicie? Lubicie lakiery od Revlon? Koniecznie napiszcie w komentarzach!

Pozdrawiam,
Asia.