sobota, 28 września 2013

Balea- sole do kąpieli.

Cześć dziewczyny!

     Uwielbiam wszystko, co pachnie i można dodać to, do wanny pełnej wody. Jeżeli jeszcze w jakimś stopniu działa nawilżająco lub zmiękczająco na moją skórę, jestem w siódmym niebie! Jesteście ciekawe czy pokochałam sole niemieckiej firmy Balea? Zapraszam do lektury!



     Dostępne w 4 wersjach zapachowych i kolorach. Każda z nich ma identycznej wielkości kryształki i rozpuszcza się równomiernie w wodzie. Nie zauważyłam też zróżnicowanego działania na moją skórę, wszystkie w identycznie, choć minimalnie ją zmiękczają i powodują, że po wyjściu z wanny nie muszę używać balsamu. Jedna saszetka, to jedna kąpiel. Każda z saszetek kosztuje około 1 euro, więc nie jest to duży wydatek, a jak może umilić kąpiel, szczególnie teraz w szare, jesienne wieczory. Muszę jeszcze dodać, że nie brudzą wanny, jak np. kule z LUSH.

Balea Bademomente Atempause- jaśminowa przerwa.

 
     O pięknym, nienachalnym jaśminowym zapachu. Po raz pierwszy spodobała mi się kompozycja, której główną nutą był własnie jaśmin. Zapchaj jest na tyle intensywny, że czuć go przez całą 15 minutową fioletową kąpiel (tak, woda ma cudny delikatny wrzosowy odcień!). Jest to zdecydowanie mój faworyt z całej czwórki, którego będę namiętnie używać!

Balea Bademomente Abendrot- zorza wieczorna. 

              
     Czerwona sól ma pomagać nam zasnąć. Jak dla mnie ten kwiatowy zapach był bardziej energetyzujący niż usypiający, ale również przypadł mi do gustu. Jest on najbardziej intensywny z całej czwórki, a kryształki barwią wodę na różowo.

Balea Bademomente Glucksrausch- upojenie szczęściem.

 
    Mój największy zawód, spodziewałam się soczystego grejpfruta, a czułam raczej przeciętne i mało intensywne cytrusy, którym do świeżości grejpfruta było bardzo daleko. Zapach nie był jakoś wyjątkowo intensywny, a woda zabarwiła się na żółty kolor, który na myśl przywodził tylko jedno...

Balea Bademomente Traumgefluster- szepty pełne marzeń.

 
     Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ta sól. Spodziewałam się morskiego odświeżacza do powietrza, a poczułam delikatną morską, orzeźwiającą nutę, połączoną z uspakajającą mocą szumu oceanu. Nie czuję tam typowo morskiego ani kwiatowego zapachu. Nie potrafię go zidentyfikować, ale bardzo mnie uspokaja. Do tego barwi wodę na oceaniczny błękit i czuję się jak na wakacjach!



     A Wy co lubicie dodawać do kąpieli? Miałyście już styczność z tymi solami? Koniecznie napiszcie w komentarzach!

Pozdrawiam,
Asia.


PS. Przypominajka o rozdaniu, w którym możecie wygrać 9 (zrobionych przeze mnie) gumek TWISTBAND KLIK KLIK KLIK . Macie czas tylko do poniedziałku!


piątek, 20 września 2013

Zrób to sama: TWISTBANDS, czyli gumki nieniszczące włosów i bransoletki w jednym! + ROZDANIE!

Cześć dziewczyny!

     Dziś chcę Wam pokazać gumki do włosów, które skradły moje serce. Mowa oczywiście o słynnych TWISTBANDS, które przez to, że nie posiadają metalowych elementów nie będą niszczyć naszych włosów.
     Krótko wspominałam już o nich na łamach mojego bloga, w poście o wszystkim i o niczym. Wtedy kupiłam je na allegro w cenie 15zł + przesyłka za 6 sztuk. Poszperałam i okazało się, że w internecie aż roi się od instrukcji DIY, jak zrobić własne gumeczki i za mniej niż 1/2 ceny, którą ja wydałam na zaledwie 6 sztuk. Jesteście ciekawe? Zapraszam do lektury!










Co będzie potrzebne?
-nożyczki,
-zapalniczka,
-gumka (w pasmanteriach pytajcie o lamówkę elastyczną, a na ebay szukajcie jako elastic band).












Jeżeli macie już wszystko, to zaczynamy!




1. Odmierzamy długość gumeczek na nadgarstku.
Przy tej czynności musicie pamiętać by guma nie zaciskała się na nadgarstku, a tylko go obejmowała. Do tego dodaję jeszcze grubość kciuka (na supełek) na obu końcach lamówki.

















2. Odmierzoną długość ucinamy.  
Polecam zabezpieczyć się w naprawdę ostre nożyczki, guma nie daje pociąć się tak łatwo!


















3. Przypalamy lamówkę na obu końcach. 
Robimy to, by nasza gumka się potem nie strzępiła, a także by wyrównać wszystkie wystające włoski po naszym (może) nieudanym cięciu.

















4. Składamy gumę na pół i...























... i związujemy!
Jest to najzwyklejszy węzełek, przez dziurkę na zdjęciu po prostu przekładamy jeden z końców.


















5. Teraz trzeba trochę porozciągać, żeby supełek znalazł się w odpowiednim miejscu.



















6. I gotowe!



















     Nie noszę ich tylko i wyłącznie na włosach! Jak już wcześniej pisałam, ładnie prezentują się również jako bransoletki. Najczęściej łącze je z innymi dodatkami, tu np. z zegarkiem:



     A teraz to, co tygryski lubią najbardziej! Mam dla Was zestaw 9 gumek (zrobionych własnoręcznie przeze mnie!), który prezentuje się tak:


     Jeżeli chciałybyście takowy dostać, wystarczy być obserwatorem mojego bloga i pod tym postem zostawić komentarz z nazwą użytkownika pod jaką obserwujecie i mailem. Zabawa trwa do końca września (30.09.2013) do północy. Wszystkich Was serdecznie zapraszam!


I koniecznie napiszcie mi w komentarzach, co o nich myślicie! 

Pozdrawiam,
Asia.

wtorek, 17 września 2013

Opaska- ciekawy dodatek, który szybko urozmaici nudną fryzurę.

Cześć dziewczyny!


      Jak Wam mijają pierwsze dni szkoły? Ja jeszcze mam wolne i delektuję się ostatnimi chwilami błogiego lenistwa. Właśnie z tego powodu zaczęłam nosić opaski, które w szybki i łatwy sposób zmieniają i urozmaicają zwykłą, codzienną fryzurę.


     Ostatnio dorwałam dwie opaski na gumce w ciekawe wzory, idealne na nadchodzącą jesień i zimę, bez żadnych plastikowych i metalowych elementów, które mogą uszkodzić moje włosy. Moim zdaniem taka ozdoba na włosach może nie tylko upiększyć fryzurę, ale także cały strój.

      

     Drugim powodem, dlaczego tak je lubię jest ich uniwersalność, pasują praktycznie do wszystkiego, a mnogość wzorów i kolorów dostępnych w prawie każdym sklepie z ciuchami jest ogromna. Każdy na pewno znajdzie coś dla siebie i praktycznie na każdą okazje.

      

     Wyglądają dobrze do rozpuszczonych włosów, kucyka i warkocza. W czasie roku szkolnego, kiedy nie mam ochoty robić z moim wyglądem zupełnie nic, wystarczy, że na głowę nałożę wzorzystą opaskę i lecę na zajęcia będąc pewna, iż nie wyglądam nudnie i banalnie. 


A Wy podzielacie moje zdanie na ten temat? Nosicie opaski? Koniecznie napiszcie w komentarzach!

Pozdrawiam,
Asia.

piątek, 13 września 2013

Włosowe inspiracje(7).

Cześć dziewczyny!

Czas na kolejną porcję motywacji! Oto do czego dążę:










Mam nadzieję, że uda mi się wytrzymać do tego czasu aż moje włosy będą sięgały za połowę pleców! A jakie są wasze inspirację? Jakie macie plany dotyczące długości Waszych włosów? Koniecznie napiszcie w komentarzach!

Pozdrawiam,
Blond and wavy.

PS. Żadne ze zdjęć nie należy do mnie, wszystkie zostały znalezione na stronie tumbrl.com

wtorek, 3 września 2013

2 miesiące z Seboradin Lotion Regenerujący.

Cześć dziewczyny!

     Co tam u Was? Ja właśnie rozpoczęłam przygotowania do kolejnego roku nauki, a także robię podsumowanie lata, którym podzielę się z Wami na blogu. A w międzyczasie minęły już 2 miesiące od czasu jak rozpoczęłam moją kurację lotionem z Seboradinu. Jesteście ciekawe efektów? Zapraszam do lektury!


(PS. Zdjęcie robione około 3 tygodnie temu, teraz płynu jest trochę ponad napis 200ml)

Co pisze producent?
     Przede wszystkim obiecany jest wzmocnienie, stymulacja włosów do wzrostu i zapobieganie wypadaniu. Na tych trzech aspektach zależało mi też najbardziej. Sposób użycia, typowy dla tego typu produktów, czyli nanieść na skalp, wmasować, nie spłukiwać.


Opakowanie i zapach/konsystencja:
     Konsystencja lotionu jest taka sama jak u innych wcierek, zwykła zabarwiona woda. Pierwszy raz w produktach tego typu spotkałam się z atomizerem i muszę przyznać, że ta forma aplikacji bardzo ją ułatwia i przyspiesza. Wystarczy kilka psiknięć, a potem krótki masaż głowy i sprawa załatwiona! Jednak moim zdaniem taka forma aplikacji ma też kilka wad: 
-duża część produktu (który na pierwszym miejscu w składzie ma wysuszający alkohol) ląduje także na włosach, co może powodować ich wysuszanie u bardzo delikatnych włosów,
-nie jest zbytnio dokładna, ponieważ jak już pisałam wyżej spota część wcierki ląduje na włosach i nie dociera na skalp.

   Nie wiem czy zaliczyć to do formy aplikacji, czy zapachu, ale za każdym razem gdy go rozpylam dusi mnie woń alkoholu, który unosi się dosłownie wszędzie! Jak tylko go wykończę, przeleję do pustej butelki jakąś inną wcierkę, która wg. mnie nie śmierdzi np. Joanna Rzepa i sprawdzę czyja to wina, atomizera czy lotionu.
Gdy alkohol już się ulotni zapach bardzo przypomina wcześniej już przeze mnie wspomnianą kurację z Joanny z Rzepy.

Aplikacja:
     Producent pisze, iż wcierka jest do codziennego stosowania, ja jednak wcierałam ją tylko po myciu włosów, czyli co 2 lub 3 dzień. Jak już wspominałam przebiegała ona łatwo i szybko, jednak bardzo alkoholowo.

Działanie:
     Czyli najważniejsze! Niestety bardzo się na tym produkcie zawiodłam. Stosowałam go regularnie przez mniej więcej 2 miesiące z jedną tygodniową przerwą ( podczas wyjazdu do Szkocji) i jedyny efekt, który zaobserwowałam, to wolniejsze przetłuszczanie się włosów. Przy regularnym stosowaniu, nawet przy myciu odżywką moje włosy wyglądały świeżo i były bardziej uniesione u nasady przez 2, a czasem 3 dni (to długo, jeżeli chodzi o moje włosy). Jednak dokładnie to samo osiągałam podczas stosowania wcierki Joanna Rzepa.
     Seboradin Lotion Regenerujący na mojej głowie nie zahamował wypadania, nie przyspieszył wzrostu i nie wzmocnił ich. Nie wiem czy jest to wina zbyt skąpo aplikowanego produktu (ze względu na atomizer), czy po prostu ta wcierka na mnie nie działa.


     Podsumowując jestem bardzo zawiedziona tym produktem. Czytałam na jego temat wiele pozytywnych opinii i spodziewałam się równie dobrych efektów na mojej głowie. Zachowam butelkę i sprawdzę czy ta forma aplikacji zaowocuje równie słabymi wynikami z innymi wcierkami, które wcześniej sprawdzały się bardzo dobrze. Jeżeli tak się stanie, to kupię Lotion Seboradin i sprawdzę jego działanie w tradycyjnej formie aplikacji, jeżeli nie to nie mam powodów by do niego wracać.


     A Wy używałyście już lotionu regenerującego z Seboradinu? Jakie są wasze opinie? Czy polubiłyście się z tą formą aplikacji? Koniecznie napiszcie w komentarzach!

Pozdrawiam,
Asia.